top of page

WIELKI UPADEK

Całości wydarzeń dotyczących Fundacji Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur w Aleksandrowie Łódzkim, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach, nie można oceniać w kontekście emocji, ale wyłącznie na podstawie obowiązującego prawa. Jednocześnie nie można zapomnieć o tle historycznym, bo to właśnie ono ma istotne, emocjonalne znaczenie dla grupy ludzi, która włożyła mnóstwo zaangażowania, własnych środków i po prostu serca w to, że przeciętny mieszkaniec Aleksandrowa mający w d..... zaangażowanie społeczne ma dziś gdzie przyjść i zetknąć się z namiastką kultury przez duże K.

Temat budynku Kościoła Ewangelickiego w Aleksandrowie Łódzkim zawsze, jak pamiętam był tematem czyjegoś sporu. Budynek przez lata stał i niszczał, bo w przeciwieństwie do innego, sakralnego budynku na ul. Południowej, nie znalazł w oczach władz komunistycznych zastosowania. Z całego kompleksu sakralnego państwo zawłaszczyło sobie jedynie budynek obecnej biblioteki i przedszkola utrzymując je w stanie agonalnym, ale pozwalającym na eksploatacje. Sam budynek kościoła na podstawie nieznanej mi umowy pomiędzy Parafią Ewangelicko-Augsburską, a Łódzką Kurią Kościoła Katolickiego był eksploatowany przez Parafię Św. Archaniołów Rafała i Michała. Nie wdając się w szczegóły, które w starszym pokoleniu do dziś wywołują silne emocje, sławny na całą Polskę Prałat Rucki nie dogadał się z ewangelikami co do przejęcia budynku, więc ten całkowicie nieremontowany z każdym rokiem popadał w większą ruinę. Trzeba zaznaczyć, iż na przełomie wieków, budynek ten bardziej przypominał stertę gruzów niż zabytek, świadczący o wielokulturowej historii pięknego niegdyś miasteczka.
Księdza Stasiaka poznałem w szkole średniej, w latach 90-tych. Był dla nas, młodzieży czasów przemian, obrazem nowoczesnego, pluralistycznego Kościoła Katolickiego, jego lekcje religii nie powalały metodycznie, ale najczęściej schodziły na tematy interesujące młodzież. Ksiądz nie unikał odpowiedzi na trudne, filozoficzne i egzystencjalne pytania, jakie każde kolejne młode pokolenia mają do przedstawicieli Kościoła Katolickiego. Chyba wszystkim imponowało wykształcenie i otwartość. Do dziś za to mam do księdza Stasiaka duży szacunek.
Wróćmy do tematu. Jest początek wieku, budynek stoi zabity dechami, ściany zmurszałe, dach zarwany (zdjęcia nawet nie oddają skali zniszczeń, ale pokazują przemianę: http://www.dialogkultur.pl/odbudowa.html ). Ksiądz Stasiak w ówczesnym kontekście politycznym w miasteczku podejmuje próbę uratowania tego budynku. Wobec „powiewu świeżości”, jaki w tym czasie wietrzy zatęchłe uliczki miasta udaje mu się dogadać z właścicielami i stworzyć osobowość prawną, która bierze na swoje barki odbudowę kościoła. Ksiądz jest osobą zaradną życiowo, więc mimo skali problemów i wysokości niezbędnych nakładów, przy dużym wsparciu ze strony miasta i obecnego Burmistrza udaje się w relatywnie krótkim czasie wyremontować najpierw budynek, a następnie zachowane wyposażenie. Całość staje się własnością Fundacji Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur, której w międzyczasie Ksiądz Stasiak zostaje Prezesem. Fundacja prowadzi aktywną działalność społeczną, a w budynku przy wsparciu Urzędu Miasta w Aleksandrowie odbywa się z każdym rokiem coraz więcej imprez kulturalnych, ale i nabożeństw religijnych. To te drugie oraz zapewne zaradność księdza stawiają Go na celowniku władz Kościoła Katolickiego. Nie mniej radzi on sobie jakoś z tymi problemami do czasu nałożenia suspensy. Moim zdaniem nie to ma znaczenie dla kluczowych wydarzeń, które teraz przedstawię, więc nie będę ciągnął tego wątku, który i tak dla większości mieszkańców jest kompletnie niezrozumiały.
Pan Stasiak, jako prezes fundacji podejmuje decyzję o przejęciu administrowania Domem Pomocy Społecznej należącym do Powiatu Zgierskiego. Powiat Zgierski to jeden z najsłabszych powiatów w kraju, w wielu elementach ciągnie się na końcu listy krajowej powiatów. Upraszczając, w 2012 roku Starosta chcąc pozbyć się obciążeń decyduje się na „wypchnięcie” tego zakresu obowiązków w ręce zewnętrzne i akurat ten omawiany DPS w Ozorkowie na podstawie umowy z 31 października 2012 roku, wchodzącej w życie 1 stycznia 2013 roku przechodzi w trwały zarząd fundacji. Jak to się odbyło nie ma znaczenia dla dalszego ciągu wydarzeń. W DPSie znajduje się ok. 80 osób przewlekle chorych. Jaki był cel, jakie korzyści dla fundacji, też właściwie nie ma to znaczenia. Pan Stasiak jako wytrawny biznesmen takowy cel widział i to mimo tego, iż umowa nakładała na fundację obowiązek opłaty comiesięcznej, w wysokości 8000 zł netto.
Po niecałym roku, w październiku 2013 roku po pierwszych sygnałach o nieterminowym regulowaniu zobowiązań przez fundację, wchodzi w życie od listopada 2013 roku aneks do umowy, obniżający zobowiązania fundacji do kwoty 8000 zł, ale już brutto. Jak to się odbyło, na czyj wniosek i za czyją zgodą nie ma to znaczenia. Faktem jest, że mimo podpisania aneksu, fundacja przestaje regulować zobowiązania. Już 6 grudnia 2013 roku strony dochodzą do kolejnego porozumienia i chcą rozwiązać obowiązującą umowę. 28 lutego 2014 roku umowa rozwiązania zostaje parafowana i już od 1 marca 2014 DPS powraca pod bezpośredni zarząd Powiatu Zgierskiego.
W międzyczasie pojawiają się kolejne roszczenia wobec dotychczasowego zarządcy, wychodzi też na jaw kilka niedociągnięć organizacyjnych. W okresie wypowiedzenia powiat 4-krotnie wzywa do uregulowania zobowiązań w wysokości podstawy 32094,00 zł. Brak reakcji ze strony fundacji na te pisma.
Jest 1 marca 2014 roku, od tego momentu jeszcze bardziej znaczenia zaczynają nabierać daty. Z rozmów, które przeprowadzam do tego artykułu wynoszę wrażenie, że Pan Stasiak licząc na koneksje spodziewa się, że sprawę da się jakoś załatwić polubownie. Mógł mieć taką nadzieję, bo formalnie, po wyborach powiatem dalej współrządzi Platforma Obywatelska, ale szala zwycięstwa przeważyła na stronę PSL, które zaczyna najpierw skrycie, a obecnie wprost „kolaborować” z PiSem i to mimo umowy koalicyjnej z PO. Czy to ma znaczenie dla sprawy? Uważam, że tak, ponieważ relacje Pana Stasiaka z prominentnymi działaczami PO są takiej zażyłości, że Ci nie mogliby odmówić mu pomocy w „załatwieniu” po cichu sprawy, tak jednak się nie dzieje i następuje lawina całkowicie niezrozumiałych działań, a raczej zaniechań ze strony Pana Stasiaka. Popełnia kilka prawnych błędów, które z pełną premedytacją są wykorzystywane przez prawników powołanych ze strony powiatu w tej sprawie.
Sprawa nabiera rozpędu w maju 2014 roku, Powiat składa pozew do sądu z prośbą o wystawienie nakazu zapłaty. Nakaz zapłaty zostaje wydany w grudniu 2014 roku, dociera on do Prezesa fundacji i ten składa do niego sprzeciw, który jest rozpatrywany przez sąd. 2 lipca 2015 roku sąd uznaje roszczenie jako zasadne. Powiat z „kwitem egzekucyjnym” idzie niezwłocznie do komornika.
Komornik zdaje sobie sprawę, że temat jest śliski i próbuje dogadać się jakoś z Prezesem, ten jednak nie podejmuje prób uregulowania zobowiązania. Co prawda pada oferta do wierzyciela (Starosty) o rozłożenie długu na raty, ale za późno. Starosta konsultuje się z komornikiem, a ten już wie, że Łódzka Kuria nie obroni księdza Stasiaka. Wobec tego nabiera przekonania co do możliwości skutecznego wyegzekwowania długu poprzez sprzedaż majątku fundacji. Nie bez znaczenia na tą decyzję mają inne wydarzenia, które dzieją się równolegle, ale o nich za chwilę, bo się zgubimy.
Jest początek 2016 roku, w sprawie 32 tys. zł +odsetki +koszty komornicze komornik decyduje się na zajęcie wyposażenia kościoła i jego licytację. Sprawa staje się głośna. Wszyscy ją obserwujemy, niektórzy z wypiekami na twarzy. Pojawiają się kamery ogólnopolskich hienotelewizji. Pojawiają się różne bzdurne artykuły, pożal się Boże dziennikarzy, z wydawałoby się poważnych mediów. Pojawiają się i próby nacisku na komornika. Ten jednak wiedząc, że jest na prawie i (jak mi się wydaje) czując polityczną koniunkturę idzie na zwarcie, ogłasza 22 lipca 2016 roku licytacje wyposażenia. Upór komornika sprawia, że Prezes fundacji na kilkadziesiąt godzin przed wyznaczoną datą przypomina sobie adres kancelarii komornika i wpłaca bezpośrednio całość zobowiązania, ponad 40 tys. zł.
Wszyscy chcielibyśmy (włącznie ze mną), a pewnie większość z Państwa do tej chwili tak myślała, że temat został zamknięty.
Do licytacji nie doszło, wielu z Was widziało (w świetle faktów żałosny) program „Figa z makiem” w urzędowym informatorze telewizyjnym. Niestety tutaj rozpoczyna się kolejna jeszcze bardziej smutna i niezrozumiała dla przeciętnego mieszkańca odsłona dramatu pod tytułem: Wielki upadek.

Prezes Fundacji po wpłaceniu zobowiązania i uzyskaniu postanowienia o umorzeniu egzekucji na skutek zaspokojenia wierzyciela otrzymuje dosłownie w tym samym momencie, do ręki, zawiadomienie o wszczęciu kolejnych 2 egzekucji! Pierwszej na kwotę 8 907,60 zł należności głównej tytułem nieopłaconych przez Fundację zaliczek na podatek dochodowy pracowników Fundacji (DPSu), drugi na kwotę 93 497,00 zł należności głównej, tytułem nieopłaconych przez Fundację wynagrodzeń za pracę dla pracowników Fundacji (DPSu).

Reakcji nie będę opisywał, nie ma znaczenia dla przebiegu sprawy. Chociaż zaskoczenie musi być mocno udawane, bo sprawy formalnie toczą się do wcześniej opisanej równolegle. Żeby to wyjaśnić, musimy znowu cofnąć się w czasie do dnia rozwiązania współpracy pomiędzy Panem Prezesem a Starostwem, czyli do 1 marca 2014 roku. Po powrocie DPSu pod „skrzydła” powiatu wychodzą „kwiatki”. M.in. okazuje się, że fundacja nie miała firmy ochroniarskiej, obowiązki takowej pełnili opiekunowie medyczni. Pracownikom pensje są wypłacane pierwszego każdego miesiąca, za miesiąc wstecz, więc Pan prezes uważa, że skoro 1 marca powiat przejął DPS to i pensje za luty powinien wypłacić ze swojej kasy!? Wychodzą sprawy nadgodzin i premii oraz nagród okolicznościowych dla pracowników, do wypłacenia których nie poczuwa się fundacja. Pracownicy występują z roszczeniami do nowego/starego pracodawcy, czyli do Starosty, temu nie widzi się, żeby z pustej kasy powiatu płacić za fundację. Podobnie zachowuje się Urząd Skarbowy, który wie, że łatwiej ściągnie zobowiązania z konta powiatu niż jakiejś tam fundacji mającej kłopoty finansowe i nieuregulowane relacje z Kościołem Katolickim.

Starosta zobowiązuje prawników do złożenia pozwu w „większej sprawie” do sądu, następuje to na przełomie maja i czerwca 2014 roku, sąd dopiero w październiku 2015 roku uznaje zasadność roszczeń powiatu i wydaje nakaz zapłaty, od którego fundacja nie składa sprzeciwu!!! Wyrok się uprawomocnia.

Jednocześnie w „mniejszej sprawie” (niecałych 9 tys. zł) latem 2015 roku Starosta składa kolejny pozew, który również sąd uwzględnia w całości i starostwo uzyskuje tytuł wykonawczy!

Tak więc, na początku 2016 roku Starosta ma 3 kwity na fundację, jeden z toczącą się egzekucją i dwa, które dopiero przekazuje komornikowi. Ten przyjmuje taktykę, że będzie egzekwował zobowiązania kolejno. Tym sposobem po spłaceniu pierwszego kwitu, na stole pojawiają się 2 kolejne, w sumie o dużo wyższej wartości!

Dlaczego więc nie doszło do zapowiadanej licytacji 22 lipca, ani dotychczas? Ponieważ ktoś podpowiedział Prezesowi fundacji kruczek prawny, Pan Jacek Stasiak kilka dni po otrzymaniu wspomnianych, kolejnych zawiadomień o egzekucji składa oświadczenie, że przestał być Prezesem fundacji. Skutek jest taki, że fundacja poza dwoma członkami Komisji Rewizyjnej, nie ma organu zarządzającego. Na skutek tego komornik zawiesza egzekucję do czasu ustalenia władz fundacji. Tej, z oczywistych względów bezkrólewie odpowiada, więc nie powołuje nikogo na funkcję Prezesa. W związku z tym prawnicy komornika występują do sądu z wnioskiem o wyznaczenie kuratora dla fundacji i czekają obecnie na decyzję sądu.

Niestety to nie koniec dramatu, ma on kolejny rozdział.

W związku z tym, że tym razem roszczenia wierzyciela są zdecydowanie wyższe komornik postanawia zająć nie tylko ruchomości, ale również budynek. Wówczas okazuje się, że nie może tego zrobić, bo… budynek jest już zajęty przez innego komornika, w związku z innymi zobowiązaniami fundacji! – jak to usłyszałem opadły mi ręce.

Stan na tą chwilę jest taki, że fundacja nie ma organu zarządzającego, sąd go wyznaczy. Komornicy wobec zbieżności egzekucji połączyli sprawy. Dzień, w którym pojawi się w KRSie nowy Prezes-kurator, będzie dniem, w którym komornicy będą mogli ogłosić licytację, nie tylko wyposażenia, ale również całego budynku z działką. Natomiast Burmistrz nie może nic zrobić, bo ma związane ręce procedurami prawnymi. Wbrew bzdurom jakie wypisywali miejscy urzędnicy, w miejskich informatorach, nikt nie może przejąć własności ruchomości i nieruchomości, bo stricte należą do wierzycieli, zabezpieczone przez komorników.

De facto rozwiązań, widzę kilka:

  • Ksiądz Stasiak ukorzy się przed arcybiskupem, a ten (mając na uwadze, że w Polsce Kościół Katolicki nie obowiązuje żadne prawo) ogłosi publicznie, że zajęty budynek jest jednak miejscem kultu religii katolickiej i w taki lub inny sposób formalny lub mniej formalny, ale stanie się to budynek sakralny i komornicy odpuszczą, a wierzyciele podwiną ogon.

  • Miasto znajdzie publiczne pieniądze i mimo protestów (do których sam będę gorąco nawoływał) zapłaci za fundację dług kosztem jakiejś drogi lub oświetlenia gdzieś w Twojej okolicy.

  • Sąd wyznaczy kuratora, jutro albo za pół roku, komornicy wystawią budynek z zawartością na licytację i kupią go, albo ludzie dobrej woli, którzy zrzucą się „na tacę”, albo przyjedzie jakiś szejk wyłoży kasę i zrobi sobie bardzo ładny meczet.

Niedługo przekonamy się, jaki los spotka jeden z najpiękniejszych zabytków naszego miasta. Z matematycznego punktu widzenia można powiedzieć, że nic się nie stało, ksiądz Stasiak przywrócił naszej społeczności piękny element architektoniczny miasta, a biznesmen Stasiak stracił go poprzez błędnie podejmowane decyzje.

Każdy gdzieś tam z nas może oceniać księdza Stasiaka na swój sposób, za każdym razem będzie to ocena podszyta jakimiś emocjami. Trzeba być jednak sprawiedliwym, moim zdaniem jest to człowiek, który wniósł wiele dobrego do szarej rzeczywistości tego miasteczka. W życiu błędów nie popełniają tylko ci, co nic nie robią. Najgłośniej krzyczą najwięksi nieudacznicy. Pokornie milcząca większość zaakceptuje każde rozwiązanie. Smutno, że pewnie suma sumarum sami sobie zapłacimy te długi, przekładając publiczne pieniądze z jednej kieszeni do drugiej. Tak czy inaczej, Panie Jacku, czy księże Jacku biorąc na siebie odpowiedzialność, trzeba ponieść konsekwencje, złożenie rezygnacji ze stanowiska Prezesa jest ucieczką z tonącego statku.


*Niestety, ksiądz Jacek Stasiak nie odpowiedział na moją pisemną prośbę o wywiad, a na ustną odmówił rozmowy.

**W prowadzonych postępowaniach przed sądem pojawiły się inne wątki, m.in. wątek powołania „Związku Wyznaniowego pod wezwaniem Św. Kostki tożsamym w liturgii z wyznaniem katolickim” – ale o tym, tak jak i o wysokości zobowiązań wobec drugiego wierzyciela i wyznaczonego przez niego komornika, jego działaniach i planach napiszę w kolejnym artykule.

bottom of page